Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 013.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sosnowski pisarz litewski, niektórzy oficerowie Fleminga, zdradzali dumą lekceważenie Radziwiłła.
Chociaż Trybunał już za doszły stanowczo być mógł uważany i to bez krwi przelewu, bez najmniejszej walki, opór przeciwko niemu nieustawał. Jednym z najzajadlejszych był ks. biskup wileński. Niedosyć, że pierwszego dnia pozamykał kościoły, nie dał później zgromadzić się na zwykłe po ufundowaniu nabożeństwo u św. Jana, gdzie kazania i Te Deum słuchali deputaci. Kościół stał zamknięty. Pomnażało to młodzieży gniew i ochotę odwetu.
Pierwszą ofiarą padł Sosnowski, niemal w biały dzień. Zawczasu go ogłaszano jako dezygnowanego marszałka przyszłej konfederacji. Nie słynął on ani z rozumu, ani z taktu, ale z dumy, której nie było na czem oprzeć.
Radziwiłłowska banda, jak ją nazywano, usadziła się go wyśmiać i nastraszyć, nie mogąc wyzwać na rękę ludzi, którzy siedzieli jak w więzieniu zamknięci w najętym domu.
Napędzono ciekawością świadków, wcześnie ogłaszając, że Sosnowskiego będą okrzykiwać marszałkiem.
Jakoż nad wieczór, gdy już tłumu gawiedzi ulicznej pełno było, pokazała się w dali banda zbrojnych, stojących a wykrzykujących ludzi Radziwiłłowskich, jadących z taką butą i fantazją, jak gdyby gród nieprzyjacielski zdobywać mieli. Prowadził ją dowódzca hajduków, prawdziwy Goljat, chłop ogromny z wąsami do pasa, który muszkiet krótki a gruby trzymał o siodło oparty i dawał znaki swoim. Za nim jechali dobrani warchoły najszaleńsi, wszyscy podpili, każdy z muszkietem albo z pistoletem, niektórzy