Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 162.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

istniał i sądzić miał jak poprzednie, a legalność przynajmniej co do form, zachowaną została.
Tołoczce zdawało się, że widział na twarzach, że czuł w głosie protestujących zniżenie jakieś i zniechęcenie. W tej grupie, która otaczała tron biskupi żywe prowadzono rozmowy, które zdala wydawać się mogły sporami i wymówkami. Twarze były posępne, a ks. biskup Massalski miotał się namiętniej niż kiedy, na wielki ołtarz nie zważając ani na świętość miejsca.
Jeden tylko świadek bierny pułkownik Puczków, znudzony poziewał pokryjomu ręką się zasłaniając, i okiem ciekawem, znużonem toczył po starych postarych poczerniałych murach, kościoła, okrytych nagrobkami.
Po odczytaniu nowego manifestu, który jak się później okazało, równie z pierwszym do akt wniesionym nie został. Biskup, hetman wielki, kanclerz, pułkownik, wszystko razem z pośpiechem wielkim wyniosło się, powsiadało do powozów i rozproszyło po kwaterach.
Tołoczko wyszedł niepostrzeżony przez nikogo, a że hetman na niego czekać miał w kardynalji, pojechał z raportem do niego. Zastał tam to czego się spodziewał, pijatykę rozpasaną, hałaśliwą a księcia wojewodę przodującego. Winszowano mu tryumfu, co ów z uśmiechem przyjmował.
Gdy Tołoczko się pokazał, zwrócił się do niego, i ante omnia, dla odwilżenia gardła kazał mu spełnić jednego z apostołów.
Apostołami zwano dwanaście kieliszków, tak wymierzonych, iż każdy z nich we dwójnasób tyle wina