Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 159.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chami wyrazistemi, a niejeden przechodzień podejrzany po plecach oberwał. Wszelako komendanci umieli tak jakoś hamować swoich podwładnych, że do żadnego znaczniejszego tumultu nie przyszło, a gdy przed kamienicami ciągnięto, w których gniazda były kanclerskich przyjaciół, tam baczność podwajano. Z tego jednak co utrzymanie wojska w karności dnia tego kosztowało, wnosić było można, iż jeśli się kanclerscy przyjaciele prędko nie wyniosą z Wilna, na sucho im nie ujdzie.
Wszyscy bowiem o manifeście wczorajszym wiedzieli już, chodził on z rąk do rąk, czytano go z oburzeniem, a gdy ludzie od pióra odpowiedzi się dopominali, zagłuszano ich tem, że na pisma podobne kijem tylko odpowiadać się godzi.
Wzburzenie przeciwko kanclerzowi i biskupowi Massalskiemu po przyjęciu i pijatyce w kardynalji urosło jeszcze, gdy się dowiedziano co tymczasem zaszło od strony przeciwnej.
Biesiadowano tu ochoczo i wesoło, gdy Tołoczko, który był ciągle na koniu lub na wózku nadbiegł do hetmana Sapiehy z wiadomością, że Massalski w katedrze nowy manifest się czytać i podpisywać zabiera.
— Płakać i manifestować się każdemu wolno! — zawołał Bohusz vice-marszałck — niech im przez to ulży na wątrobie!
Ponieważ Tołoczko sam się ofiarował jechać do katedry na zwiady, dano mu benedykcję na drogę wielkim kielichem, który i on spełnić musiał, bo książe wojewoda wymówki żadnej słuchać nie chciał.
Chociaż kościół katedralny zrana zamknięty, teraz