Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 157.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

było do słuchania przysiąg, znaleźli się opatrzeni wcześnie księża ze Żmudzkiej diecezji.
Z sądownictwa dawnego, książe nie znalazł nikogo, oprócz starego podsędka wileńskiego Mańkiewicza, któremu zwierzył zaraz, aby porządkiem zwykłym przystąpił do ufundowania, zapraszając deputatów do przysięgi.
Wiedziano już ilu ich przytomnych było i gotowych do zajęcia miejsca na krzesłach.
Mańkiewicz tedy powołał do przysięgi.
Przez poszanowanie stanu duchownego na pierwszem miejscu szło tu duchowieństwo, deputaci kapituły wileńskiej, żmudzkiej i innych.
Wileńscy, którym przed ekskomuniką Massalski zakazał się stawić — nie stanęli. Znalazło się jednak choć dwu, dających przykład dobry, deputat duchowny kapituły żmudzkiej i kapituły smoleńskiej.
Kolej przychodziła na deputatów świeckich, których wielu należało do partji Czartoryskich. Ci chociaż zostali wybrani zgodnie, bez opozycji i nie podpadał wybór ich najmniejszej wątpliwości, wszyscy byli nieprzytomni. Można się było obawiać, iż Trybunał dla braku sędziów niemożliwym się stanie.
Z obliczenia jednak przyjaciół Radziwiłła i hetmana Sapiehy wypadało, że Trybunał mógł być ukonstytuowany. Z tych ani jednego nie zabrakło, a przeciw żadnemu z nich nie objawiła się opozycja.
Wszystko to szczęściem jakiemś, pomimo wielce wzburzonych umysłów, mimo namiętności grających silnie, szło tak spokojnie i gładko, że książe podkomorzy wydziwić się nie mógł i powtarzał ciągle: „jak z partesów, jak z partesów!!“