Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 151.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chodziła animując i Bujwida karcąc, że nie dość troskliwie pilnował sumiennego spełnienia kielichów.
Już się wcale nikogo więcej niespodziewano do tej kompanji, gdy dyskretnie się drzwi otworzyły i wsunął się, nie bardzo chcąc być postrzeżonym, Tołoczko.
Strażnikowa nie bardzo go lubiła, bo już tego zacięcia staropolskiego mu brakło, i choć Buńczucznego miał tytuł, buńczuczno nie wyglądał, ani się znajdował.
Ale każdemu gościowi gospodyni musiała być rada, przyjęła go więc u drzwi i zaraz kielich przynieść kazała, który ust prawie nie otworzywszy spełnić musiał. Kilku dobrych znajomych przyszło go powitać, inni badali czy nie wiedział co o dniu jutrzejszym.
— Dajcie mi pokój, ja się noszeniem nowinek nie bawię i jestem jak w rogu. Mój pan hetman na stronie stoi i stać będzie, do niczego się nie mięszając. Radziwiłł nas nie potrzebuje.
Pani Koiszewska przeczuła, że tak późno do niej nie przyszedł bez celu, i ustąpiła z nim na stronę.
— Choć nie w porę, ale chciałem dziś jeszcze rozmówić się z panią dobrodziejką w jej własnym interesie.
— Bardzo panu rotmistrzowi jestem wdzięczną, ale cóż to tam takiego? — odparła Koiszewska.
— Jeżeli pani strażnikowej, szczęśliwe rozwiązanie procesu na sercu leży — rzekł Tołoczko — przynoszę przyjacielską radę. Pani hetmanowa nudzi się, niemając towarzystwa w domu. a lubi bardzo pannę Anielę. Chce panią prosić abyś córce dozwoliła u niej przebywać, póki jest w Wilnie. Panienka się zaba-