Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 149.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się choć na mnie pogniewała, i to bym wolał, niż taką lodowatą obojętność.
— Jeżeli panu o gniew chodzi tylko — przerwała panna Szklarska — uspokój się. Miarkuję z oczów Anielki, iż celu waćpan dopiąłeś.
— A zatem — zawołał starosta — padając na kolana, obowiązkiem jest moim stopy ucałować i o przebaczenie prosić.
To mówiąc pochylił się zręcznie i tak niespodzianie pannie Anieli haftowany jej na korku trzewiczek z nogi zdjął, iż krzyknęła oburzona nie mogąc go już obronić.
W górę podniósł rękę z nim i począł wołać na głos.
— Pani strażnikowa dobrodziejka pozwoli. Skutkiem zajścia z winy mojej, dla przebłagania panny Anieli piję zdrowie jej z tego trzewiczka. A kto niechce mieć do czynienia ze mną, ten go spełni jak ja.
Strażnikowa chciała się opierać, ale ta staropolska fantazja Bujwida brzypominała jej dawne czasy, było w tym wybryku tyle wesołości i fantazji, że zabraniając śmiać się zaczęła. Goście zaś wszyscy wstali podnosząc ręce i wołając.
— Toast z trzewiczka! z trzewiczka!
Najstarszy pan wojski trocki Glinka zaprotestował tylko, że on sam to zdrowie wniesie i trzewiczek odebrawszy Bujwidowi, wstawił w niego kielich.
— Kwiatka naszego, różyczki naszej, panny strażnikównej zdrowie i abyśmy wkrótce na weselu jej powtórzyli.
Hałaśliwie toast przyjęto. Kielich z trzewikiem poszedł z ręki do ręki, a każdy silił się na jakieś