Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 145.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sam na tem fundował przyszłe swe nadzieje, że księżna pannę Anielę, wziąwszy do siebie, ułatwi mu zbliżenie się do niej i pozyskanie serca, a potem i samo małżeństwo skleić potrafi.
Nie bardzo rachował na to, aby się pannie mógł podobać, bo się codzień w zwierciadle goląc, znał swą podstarzałą twarz, na gacha nie wyglądającą, ale mówił sobie, że gdy na kobiercu połączeni zostaną, serca do niego nabierze i będzie mu dobrą żoną.
Dnia tego hetmanowa jeszcze powracając na Antokol, pannę Anielę do matki odwiozła, ale w drodze się z nią umówiła, iż temi dniami weźmie ją na czas pobytu w Wilnie, od matki do siebie. W milczeniu panna Aniela za to ręce jej ucałowała.
U pani strażnikowej trockiej dnia tego, wieczerza była dla znajomych i przyjaciół, na którą właśnie panna Aniela powracająca z kościoła trafiła.
Tu szlachecki był świat. Kontusze i żupany ze starych kufrów podobywane, a i ludzie jakby z przeszłego wieku i obyczaj nie dzisiejszy. Wieczerza nie wytworna, ale obfita, wino dobre i nie żałując dolewane, wesołość szczera i prosta.
Pannie Anieli rozkochanej w innych obyczajach i elegancji wyszukanej, a sentymentalizmie kłamliwym, ludzie, mowa i obejście się ich, były wstrętliwe.
Z tem uczuciem znalazła się teraz wprost z pod skrzydeł hetmanowej, której dowcip i szczebiotanie ją zachwycały; rzucona w towarzystwo rubaszne, nie wykwintnej wcale powierzchowności, krzykliwe, serdeczne, ale aż do grubijaństwa poufałe, szczególniej po kieliszkach.
W progu powracającą witał mocno już ożywiony