Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 142.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Moja matka ma pewne uprzedzenia — mówiła Aniela.
— Ja to wszystko mniej więcej wiem, ale są środki, z pomocą których da się pani strażnikowa skłonić. Nie godzi się, aby panią zamykano w domu, w którym mało kto oprócz prawników bywa, gdy przyjaźń księżnej świat jej otwiera.
— Pan rotmistrz zrozumiesz to — odezwała się panna Aniela, że ja nie mogę być czynną, ani się wyrywać od matki, ani okazywać, że się nudzę, choćbym w istocie się nie bawiła.
— Bądź pani spokojną — rzekł Tołoczko, uszczęśliwiony tem, że mu się powiodło panny pozwolenie otrzymać, zawiązać z nią małą intryżkę — ja pani nie wydam i nie skompromituję, wszystko będzie wypływało od hetmanowej.
Skłonieniem głowy milczącem i półuśmiechem podziękowała panna Aniela. Tołoczko był w uniesieniu, bo mu się zdawało, że ją już sobie całkiem pozyskał.
Wstęp ten zrobił większą z obu stron poufałość i lepsze porozumienie, Tołoczko przestał się lękać, ażeby nie został odepchnięty, pannie zaś zdało się, iż wszystko to ją do niczego nie obowiązuje, że może się starym wdowcem posługiwać, nie będąc mu żadną ofiarą wywdzięczać się zmuszoną.
Panna strażnikówna korzystała z towarzystwa rotmistrza, rozpytując go o osoby i stosunki wielkiego świata, których nie znała a niezmiernie była ciekawą.
Tołoczko tak był usposobiony, żeby się był jej z grzechów śmiertelnych swoich i cudzych spowiadał.
Rozmowie ich cichej, hetmanowa niesłychanie zajęta tem na co patrzyła, wcale nie zawadzała, nie od-