Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 141.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przed oczyma, iż na pannę wcale nie zwracała uwagi, Tołoczko więc bawił ją, naprzód jej tłumacząc i mianując osoby prywatne, potem wogóle o Wilnie i o pobycie w niem teraźniejszym zagadując.
Rotmistrz, chociaż ogłady francuskiej nie miał, nadto długo się obracał około panów, ażeby to na niego nie wpłynęło i nie odjęło mu nieco rubaszności żołnierskiej. A że grzeczny był, usłużny i około panny biegał, przyszło do tego, że się jej wydawał znośnym.
Zagadnął naprzód rotmistrz strażnikównę, jak się jej w Wilnie podobało i odebrał obojętną odpowiedź, że mało co wychodząc, mało też kogo widując, więcej się nudziła, niż poznała przyjemności.
— Naturalna to rzecz — odparł Buńczuczny — gdy szanowna pani strażnikowa, zajęta swym procesem mało się w świecie pokazuje, ale pani nie masz powodu zawsze być u jej boku, a księżna hetmanowa lubiąca towarzystwo z przyjemnością by ją w domu swym nietylko w odwiedzinach widywała, ale jako przyjaciółkę, przynajmniej na ten czas, gdy pani strażnikowa w Wilnie pozostaje, u boku swego mieć by sobie życzyła.
Panna Aniela, której pragnieniom nic więcej odpowiadać nie mogło, zarumieniła się mocno, nie wiedząc co odpowiedzieć, aż nareszcie szepnęła cicho.
— Odemnie to nie zależy i co się mnie tyczy, jabym z wielką przyjemnością księżnie się ofiarowała, ale...
— Niech-że mi pani da umocowanie abym ja się mógł starać o to, a ręczę, że się to wyrobi — odparł rotmistrz.