Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 133.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dowódzcy przechodzili się flegmatycznie, wydając rozkazy, niektóre oddziały w mundurach odświętnych jechały do miasta, zaciągać warty u księcia. Przyjaciele Radziwiłłowscy unikali nawet rozmów o tem, co nazajutrz się odbywać miało, jakby o to najmniejszej nie mieli troski.
Książe w poszóstnej karecie, otoczony świetnym dworem, oddawał wizyty niektórym osobom, wcale nie zważając na to, iż go w wielu miejscach nie przyjmowano.
W ulicy się zjechawszy z biskupem Krasińskim, gdy ten zbliżył się ze swą karetką pod okno powozu książęcego i zagadnął o zgodzie, odparł śmiejąc się.
— Zgoda pojechała od nas, że jej nagonić nie mogliśmy, dajmy pokój pogoni, aż sama powróci. A uczyńcie mi ten zaszczyt żebyście u mnie dziś chlebem się przełamali. Będziemy mieli podgarle z dzika, któremu warto dać gęby.
I z tem go opuścił. Biskup pojechał smutny do kanclerza jeszcze, który go przeprosić kazał, iż przyjąć nie może.
Po mieście rozchodzić się zaczynała pogłoska, iż po nieszporach w kościele katedralnym, coś gotowano, jakąś przeciwko Radziwiłłowi manifestacją, na którą biskup Massalski zapraszał tajemniczo.
Tołoczko, który już zrana o tem odebrał wiadomość a przewidując, że hetmanowa, choć incognito, zechce się tam pewnie znajdować, pobiegł do niej z oznajmieniem.
Pomimo największego starania, aby dostać języka, co to się odbywać miało w kościele po nieszporach, nie mógł się nic dowiedzieć, oprócz, iż miała być manifestacja.