Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 132.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to mądry plan, choć boję się, czy go matka nie odgadnie. Jakże ona patrzy na waćpana?
— Niewiem, nie powinnaby być przeciwną — mówił skromnie rotmistrz — mam sytuację niezłą, fortunkę szlachecką, ale nie zgorszą, imię poczciwe. Nie jestem pierwszej młodości, to pewna, alem nie tak znowu stary, aby śmieszno mi się żenić było.
Hetmanowa słuchała zdejmując rękawiczki.
— Zobaczymy co się da zrobić — odparła. — To waćpanu przyrzekam, że się postaram strażnikową pozyskać, ale nie przyjdzie to łatwo. Kobieta prosta bez wychowania, pełna staroświeckich przesądów.
Tołoczko raz jeszcze pocałował w rękę i już szedł do drzwi, gdy go zawróciła hetmanowa.
— Mówiąc z mężem moim — szepnęła — staraj się go nakłonić, ażeby pozostał neutralnym i z nikim się nie wiązał, a szczególniej z Radziwiłłem.
Na tem się skończyło, a było już po północy. Hetman odpoczywał dawno w objęciach Morfeusza.
Następny dzień zrana, zdawał się spokojniejszym, jak gdyby wszyscy już, pewni tego co czynić mieli, nie mając na myśli zmieniać nic, ani się targować, gotowali się tylko do odegrania roli, jaka im z losu wypadała.
Mianowicie Radziwiłł i jego obóz z pewną ostentacją, usiłował się okazać spokojnym, pewnym siebie i najmniejszej obawy nie mającym o dzień jutrzejszy. W obozie na Sznipiszkach, jeżeli co widać było, to chyba przygotowania do parady. Dobywano i czyszczono najlepsze zbroje, trzepano mundury, myto konie, wojsko sposobiło się do wystąpienia, ale jak na okaz tylko i paradę.