Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 126.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a hetman wcale jej dać nie myślał. Szło mu o to jak się od tego uwolnić.
Wszystkie te jednak na cichej naradzie z żoną uczynione postanowienia, wino węgierskie z sobą uniosło. Hetman był tak przejęty, iż sam gotów był z szablą na nieprzyjaciół brata.
Wrzawa nie rychło się ukołysać dała. Biskupowi podano krzesło, posadzono go, sprobował jeszcze przemawiać za pokojem, ale go wnet zakrzyczano, że Czartoryscy drwią sobie, domagając się takiego upokorzenia, jakiegoby nietylko Radziwiłł, ale najostateczniejszy szlachciura z ujmą honoru nie dopuścił.
Co tam się wysypało i wylało na Familję, jak ją z błotem mięszano, a za nieprzyjaciół ogłoszono, wśród szczęku i brzęku talerzy i kielichów opisać trudno. Kilka razy zaczynał coś biskup, niedano mu dokończyć, i widząc wreszcie, że więcej swą przytomnością drażni tu umysły, niż łagodzi wzburzenie, dobrawszy chwilę gdy na niego nie zważano, wymknął się do domu.
Nie zastał już tu nikogo, bo też nic nie miał do czynienia. Pod szczęśliwą wróżbą rozpoczęte układy zwiększyły tylko rozdrażnienie, dowiodły, że pacyfikacja była zupełnem niepodobieństwem.
Odpoczywającego smutnie nawiedził kasztelan Brzostowski, który zrana robił co mógł aby mu być pomocą, i dopiero gdy się wszystko rozchwiało, plac opuścił.
— Nie mamy tu już nic do czynienia — odezwał się siadając przy nim.
Nie miałem nigdy nadziei, aby istotne przejednanie nastąpić mogło, dziś się przekonywam, że to