Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 122.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z kolei biskup pobladł zdziwiony.
— Więcej nam nie przedstawiono!!
— Ja nie mogę nie zabezpieczywszy się, wyrzec tego, co mi zapewnia spokój i należny położeniu memu wpływ na wymiar sprawiedliwości.
To mówiąc, książe od niechcenia sięgnął po papier zapisany świeżo własną jego ręką.
— Chciej mnie posłuchać, księże biskupie. Dwa te warunki za preliminarja tylko uważać się mogą. Sejmiki wołkowyski i grodzieński, gdzie do poselstwa szli przyjaciele domu naszego, zostały przemocą, siłą, szablami, strachem zerwane i rozpędzone. Nie mogę na to dozwolić i żądam aby moi posłowie się utrzymali. Jest to warunek, sine qua non.
Na twarzy pośrednika malowało się zwątpienie.
— Za pozwoleniem, mości książe, ale ze swej strony jakież uczynisz wojewodzie ustępstwo?
— Ja? — odparł Czartoryski — zdaje mi się, że czynię największe nie ogłaszając go urbi et orbi tym czem jest, to jest gwałtownikiem, zbójem, opressorem swobód naszych i ludzi. Że go nie pozywam przed sąd świata jako godnego banicji.
Kanclerz unosił się tak mówiąc, że biskup na wystąpienie to, odpowiedzieć nie umiał.
— Z mojej strony — dodał książe — ustępstwo jest ogromne, gdy się kontentuję takim składem Trybunału, ażeby w nim paritas głosów była, połowa moich, a połowa jego, co mi sprawiedliwość zabezpieczy.
Przyjmijcie te warunki, gotówem ustąpić i milczeć, aby królowi może ostatnich chwil nie zatruwać, jeżeli