Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 121.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niego, i przywieźli wiadomą instrukcję, niewiedząc jak ją spełnić potrafią.
Nadjechał biskup Krasiński, i przemawiając do posłów kanclerza, zaklinał ich, aby ze swej strony okazali równą powolność, jakiej dał dowód książe wojewoda, który pomimo tak dla niego obciążających kondycji, gotów w ostatku oba sejmiki ogłosić za niedoszłe.
Umocowani wysłuchawszy tego tak dla nich niespodziewanego zakończenia, zmięszali się mocno, potrzeba było o tem donieść księciu kancierzowi, który ostatecznie miał rozstrzygnąć i t. p.
— Ale ja nie widzę aby tu co było do rozstrzygania — zawołał biskup. — Podane zostały warunki, i mimo, że ograniczają stronę przeciwną, przyjęła je. Rzecz jest zatem skończona. Idzie o spisanie jej tylko.
Posłowie uparcie się odwoływali do kanclerza. Biskup obawiając się, aby mu nie uszli, aby się przez to koniec nie odroczył, ofiarował się jechać sam.
Wszystko tedy zdawało się iść nadzwyczaj pomyślnie, chociaż bardzo posępne twarze pełnomocników, były złą wróżbą. Krasiński jak piorun wpadł do księcia kanclerza, z radością na twarzy, zwiastując mu nowinę pomyślną, że kondycje jego przyjęte zostały.
Spodziewał się, jeżeli nie podziękowania i wdzięczności, to przynajmniej, zaspokojenia. Zdumiał się niezmiernie, gdy książe kanclerz odparł:
Bardzo się cieszę, że raz w życiu wojewoda trochę zdrowego okazał rozsądku, ależ to nie wszystkie są kondycje moje.