Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 120.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słuchał czytania desperując, wielce się zdziwił, ale duch w niego wstąpił.
Obawiał się nagłego zerwania.
Począł tylko posłanym przez kanclerza czynić wymówki, że z tak nadzwyczaj uciążliwemi występowali kondycjami.
Kardynalja nie była zbyt odległą, wymknął się i pojechał sam błagać wojewodę, aby miał wyrozumiałość i cierpliwość, dwie cnoty, na które mu się najtrudniej zdobyć było.
Księcia zastał przy śniadaniu, w humorze doskonałym, śmiejącego się i opowiadającego niebywałe dzieje.
Obok niego gromadka doradców roztrząsała sejmikowe sprawy kowieńskie i słonimskie. Dziwnie to wyglądało, iż właśnie te sejmiki, za niedoszłe mieć chciano, na których spokojnie, bez sprzeciwienia się żadnego, posłów jednozgodnie obrano.
Biskup zaklinał wojewodę, aby dla spokoju, propter bonum pacis, wspaniałomyślnie, dając przykład obywatelskiego heroizmu, przyjął te nietrafne warunki.
Ucierano się na wpół serjo, pół żartem, jak gdyby to wszystko było jakąś igraszką tylko. Wojewoda w końcu kielich sobie nalać kazał i wychylił duszkiem zdrowie medjatora, oświadczając, że się zdaje na niego i honor mu swój powierza, gotów nawet na ofiarę brata.
Krasiński z tem, nie czekając już aby odmienny wiatr nie zawiał, popędził do domu.
Tymczasem pełnomocnicy kanclerza pojechali do