Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 116.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się spodziewał przyjęcia, ale dla tego tylko aby były odrzucone.
— Tak — odparł młody starosta, który okazywał po sobie jak był nie rad z obrotu rzeczy. — Tak, myśmy rachowali na to, że nie przyjmą naszych postulatów, a oni wzięli ich pod rozwagę i jeżeli się nie mylę, zgodzą się na wszystko.
Kanclerz, aż wykrzyknął oburzony.
— Ale to zdrada, wpadliśmy w łapkę. Waćpan wiesz, panie starosto, jaki był plan mój, zerwać, pokazać przed Puczkowem, że tu ich przemoc wszystkiem włada i że my pomocy Cesarzowej potrzebujemy. To być nie może aby przyjęli.
— Owszem, bardzo być może. Chcą tylko w spisaniu układów położyć, że się sakryfikują dla spokoju publicznego, że składają broń przed groźbą wojny.
Rzucił się kanclerz i wojewoda.
— To nie może być — zawołał — żądamy od nich zbyt wielkich ofiar. Sejmik kowieński pacifice się zakończył wyborem Bohusza i Łopacińskiego, a my go za niedoszły mieć chcemy. Na słonimskim obrano księcia Hieronima, który był designatur na marszałka trybunalskiego przez nich. Nie może książe brata obrazić.
— I jam tak sądził — odparł przybyły — a jednak wzięto na deliberację... i widzę, przeczuwam, że gotowi są do zgody.
Czartoryscy spojrzeli po sobie. Kanclerz wstał z krzesła, na które tylko co się rzucił.
— Ha! jeżeli im tego mało — odezwał się — wymyślimy im coś takiego na co się bez zupełnego zaparcia zgodzić nie będą mogli. Nie kończcie w żadnym