Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 114.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tem wspomnieniem dokuczy księżnie, bo był we wszystko wtajemniczony.
— Nie śmiem zatrzymywać panów — odparła hetmanowa — tembardziej, że ich jeszcze dziś spodziewam się widzieć, wybieram się wieczorem do księżnej wojewodzicowej, za którą mi tęskno, tak dawno jej nie widziałam.
Wypłaciwszy się tak staroście, hetmanowa pożegnała gości, a stolnik ucałowawszy białą jej rączkę, rozmarzony siadł do powozu z Branickim.
— Zestarzała bardzo! — odezwał się starosta szydersko, odjeżdżając od ganku. — Nic dziwnego, prowadzi życie bardzo pracowite. Hetmani za męża, mówią, że zastępuje w Warszawie młodego Brühla, w Wysokiem gospodaruje, w Wilnie zasiada w Trybunale, sejmikuje w Wyłkowysku i Słonimie.
Stolnik się uśmiechnął słuchając.
— Ja znajduję, że wygląda na wdowę bardzo młodo — odezwał się. — Praca ją widać nie męczy, bo szczęśliwie jest obdarzoną.
— Nie chwal jej tylko przed moją siostrą, bo choć obiedwie Sapieżyne, zdaję mi się, że nie bardzo się kochają.
Stolnik i sam się tego domyślać musiał.
Zwrócili rozmowę i drogę, gdyż zamiast wojewodzicową odwiedzić, Poniatowski zażądał wrócić do księcia kanclerza, a starosta musiał się zgodzić na to. Sam jednak nie wstąpił do niego i wysadziwszy tu stolnika, pojechał do siostry.
U księcia kanclerza choć na pozór spokój panował, ciche szepty i rozmowy obracały się wszystkie około toczących układów. Oczekiwano ztamtąd wia-