Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 107.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chwila by nam figle płatał. Dobry jest i łagodny do zbytku, a tego nieznośnego wojewodę weneruje choć on sobie drwi z niego.
— Mój rotmistrzu — dokończyła śpiesząc się hetmanowa — biegnij proszę, abyśmy wiedzieli jak stoją układy.
Tołoczko nizko się skłonił i zniknął.
Przyczyna, dla której pani hetmanowa tak się na pokoje spieszyła było, iż się pożądanego bardzo gościa spodziewała. Płocha i zalotna, a od dzieciństwa nawykła co najmniej jedną jakąś miłostką zabawiać się, hetmanowa nie miała serca, nie kochała męża, nikogo z tych, którym zawracała głowy, ale sama głową i fantazją roznamiętniała się czasami. Naówczas potrzeba było cudu, ażeby się nie naraziła na złe języki, na zazdrość męża, na potwarze i tysiączne nieprzyjemności.
Wszystko to gotowa była znieść, byle postawić na swojem i tego kogo zamierzyła mieć u stóp swoich, zmusić do zdania się na łaskę. Serce w tem najmniej miało udziału, ale miłość własna nabawiała ją szałem niemal, gdy spotykała trudności.
Płoche te miłostki, które zwykle nie trwały długo, nie wyprowadzały jej nigdy z tego świata arystokratycznego, w którym żyła. Ci ulubieńcy, którymi się chlubiła, należeli wszyscy do największych rodzin, do najwytworniejszego świata, do młodych gwiazd dworu i stolicy. Byli to zwykle ci ulubieńcy mody, którymi zajmowali się wszyscy, o których serca dobijały się wszystkie piękne panie. Pokonanie trudności, odebranie rywalce, grało tu także wielką rolę.
Do tych najświetniejszych zjawisk owego czasu