Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 106.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

posłała po Tołoczkę, któremu nowe chciała dać instrukcje i dowiedzieć się czegoś od niego. Dwa razy na dzień co najmniej, rotmistrz musiał się stawić do niej, a pilno spełniał swą służbę, bo mu panna Aniela codzień więcej przypadała do smaku i na interwencji protektorki największe pokładał nadzieje.
Tołoczko już był w mieście i pozbierał plotki.
— Jak stoją układy z Czartoryskimi? — spytała go niecierpliwie.
— Wczoraj nie doszły — odparł Tołoczko — a książe pił potem do rana ze swemi. Dziś Czartoryscy podadzą swe żądania.
— Nie wiesz jakie? — ciągnęła dalej.
— Wiem tylko, iż niepomiernie będą wymagające — rzekł Tołoczko. — Ponieważ na księcia hałas jest wielki, że siłą i gwałtem wszystko chce poczynać, więc Radziwiłł coś może ustąpi, aby dać dowód królowi, iż mu był posłusznym i zgody życzył, ale wszystkich warunków nie przyjmie.
Zbliżyła się do rotmistrza.
— Pamiętajcie przy każdej zręczności hetmanowi to wpajać, że warty do Trybunału dać nie powinien. Pomyśleli by ludzie, że jest sługą księcia wojewody. Nie chce dać Massalski, nie powinien dawać Sapieha.
Tołoczko się skłonił.
— Wczoraj, zdaje się dla wietrzenia tu przyjeżdzał Wojniłłowicz, chcąc wyrozumieć hetmana, ale pono mowy nawet o tem nie było.
Książe jest ostrożny.
Rozśmiała się żona i ramionami poruszyła.
— A! gdyby nad nim nie czuwano — rzekła — co