Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 105.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Argumentów znajdzie się na obronę dosyć — dodała księżna — ale z góry to sobie powiedz, iż warty dać nie możesz.
— Tak, ja to widzę, iż nie mogę — szepnął Sapieha — ale potrzebuję czegoś na czem bym się oparł. Zerwać z Radziwiłłem groźna rzecz, naprzód wiesz, że on na wszystko gotów, nawet i do szabli, gdy sobie podpije, a teraz pije, jak nigdy. Powtóre z Radziwiłłem się podrapać to nic, ale on, to połowa Litwy. Kto nie z nim, ten jest przeciw niego, na każdym kroku grozić coś będzie.
— Pytam się co zyskałeś na jego pokrewieństwie i przyjaźni? — zawołała księżna — ani nawet antałka wina.
Pomilczała chwilę księżna dając się wysapać mężowi, chodził i on zadumany głęboko.
— Czekajmy jaki obrót wezmą sprawy — odezwała się głos zniżywszy. — Ja ci nic nie chcę narzucać i dyktować, postąpisz jak ci własne przekonanie doradzi, ale nie trzeba się z deklaracją żadną śpieszyć, a księcia unikać, ażeby się nie związać lada pół-słowem.
Widać było, że powolności tej małżonka hetmanowa była bardzo rada, spodziewała się, począwszy tak zręcznie, poprowadzić sprawę warty do pożądanego końca. Nie potrzebowała nawet gwałtownie występować przeciwko panu wojewodzie, co zawsze potem na Sapieże przykre zostawiało wrażenie. Znał go bardzo dobrze i wszystkie jego przywary, ale zarazem kochał i nie rad był z nim zrywać.
Wyprosiwszy męża, gdyż czas ubierania się nadchodził i godzina, w której przyjmowała wizyty. Księżna pospieszyła z tualetą i zaledwie rogówkę wdziała