Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 099.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

klasztorach na Jutrznię dzwoniono, gdy książe poszedł do łóżka.
Z gości znaczniejsza część do domów się nie rozjeżdżając, w kardynalji, mieściła się jak mogła. W sali narzucono siana i słomy, po pokojach kanapki i krzesła zużytkowane zostały.
Młody Rzewuski, który na siebie wziął, księciu wojewodzie przypomnieć, iż posłów od niego biskup oczekiwać będzie na jedenastą, zasnął też snem młodych i sprawiedliwych.
Nikt nie śmiał zrana budzić znużonych i godzina dziesiąta biła a wojewoda nie wstał jeszcze i Rzewuski się dopiero przebudził.
Przypomniał on sobie natychmiast przyrzeczenie swoje, ale spełnić go nie mógł. Książe spał, a gdy począł wołać na służbę, blizko już jedenastej było.
Następowały zwykłe ranne oblucje i pierwsze śniadanie, modlitwy, potem raporta pilne, i Rzewuski nie dostał się do wojewody, aż po czasie.
— Mówił mi wczoraj ksiądz biskup Krasiński — rzekł po przywitaniu — iż mu Książe kogoś wysłać przyrzekł na jedenastą godzinę.
— Hm! — odezwał się książę — w istocie tak jest, ale do jedenastej daleko.
— Nie przyjdzie wcześniej jak za godzin jedenaście rozśmiał się Rzewuski.
Książe podniósł oczy na zegar.
— Zaspaliśmy — rzekł spokojnie — niema w tem nic złego, że na siebie czekać damy.
— Jedźże Asindziej sam do niego i tłómacz się jak chcesz, a żądaj aby Czartoryscy swoje desiderata przysłali na piśmie. Więcej tam do czynienia niema nic.