Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 098.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wojniłłowicz — aż by się własną niepoczciwością udusił.
Wykrzykiwać zaczęto tak, że nareszcie i wojewodzie sen przerwano.
Wstał przecierając oczy i dopytując o przyczynę tej wocyteracji, ale mu jej nie powiedziano, składając hałas na doskonałe wino, które tak szumieć zwykło, gdy się do dobrych głów dostanie.
Byłaby może skończyła się snem tym biesiada, gdyby wojewoda czując się po krótkim spoczynku orzeźwionym, nie zażądał, de noviter repertis z innej beczki począć libacji.
Posłano z rozkazem aby nowe gąsiorki na stół przyniesiono, do których zażądali inni przekąski, tak że na nowo nakrywać i podkurek zastawiać musiała służba.
Lekka ta przekąska oprócz wędlin, wódek, pierników, słodyczy, dla poważniejszych żołądków, musiała fundamentalnych dostarczyć półmisków, pieczeni cielęcych i baranich, zrazów i bigosu, który z wielkim aplauzem powitano.
Księciu on przypomniał łowy i śniadanie w lesie, ztąd zaraz rozmowa się zawiązała o ostatnim niedźwiedziu postrzeżonym w Nalibokach, który psiaczowi skórę, z czaszki zdrapał, ale zdrowy chłop wygoił się; tyle tylko, że grubszej czapki używać musiał.
Posypały się anegdoty myśliwskie, które na czas jakiś o kanclerzu, o Czartoryskich, o wszelkich utrapieniach zapomnieć dozwalały.
Nic dziwnego, że przy bigosie i nowych kieliszkach, na podkurku czas tak zszedł niepostrzeżony, iż po