Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 097.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Książe nasz — odezwał się Narbutt — na krew bratnią też nie nastaje, ale czci Radziwiłłowskiej broni i całą ją konserwować musi. Nie trzeba go do ostateczności doprowadzać.
Gotują infaminujące przeciwko niemu manifesty, to wiadomo, w których go gwałtownikiem, szermującym prawami, czynią. Chodzą z rąk do rąk już te skryptury, o których daj Boże, aby się nie dowiedział, bo by je pisząc za atrament krwią płacić musieli.
— Nic o nich nie wiem — odparł biskup.
Rdułtowski obejrzał się dokoła powoli i ostrożnie wysuwając zwitek papieru z kieszeni.
Skupiono się wokoło niego, cisza nastała. Rzewuski pobiegł się upewnić, że wojewoda śpi.
Arkusz cały zapisany gęsto trzymał Rdułtowski, na który zewsząd oczy się zbiegały, przeczytał z niego kilka ustępów tyczących się więcej miecznika niż wojewody, jakoby kontempt praw wszelkich swojem postępowaniem dowodzącego, gdzie go Katyliną i nieposłusznym Majestatowi króla i Rzptej czyniono. Wstrzymał się jednak wkrótce, widząc oburzenie przyjaciół wojewody i obawiając się, aby mu manifestu nie wyrwano z rąk... schował go głęboko za żupan na przodzie.
Stali niektórzy z ichmościów prawie powytrzeźwiani wrażeniem, jakie na nich manifestu ułamki uczyniły. Odgrażano się, pragnąc imię autora dośledzić, a Rdułtowski dodał.
— Gdyby do wiadomości księcia to doszło, nie skłoniło by go pewnie do ustępstwa, ale do zemsty pobudziło.
— Zatkałby mu gębę tym papierem — zawołał