Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 091.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pierwszemu mnie zabiegać i prosić o pacyfikację nie przystało. Czekam co mi książe wojewoda zaproponuje.
— A on oczekuje jakie książe postawisz warunki pokoju — rzekł biskup.
Fleming i kanclerz spojrzeli na siebie.
— Przybywam się dowiedzieć w imieniu wojewody.
Czartoryski się przeszedł po pokoju, milczał.
— Idzie o zapobieżenie przelewania krwi braterskiej, o uniknięcie wojny domowej.
— Wszystko to słyszeliśmy — odparł kanclerz.
— Pierwsza rzecz — począł śpiesznie Fleming po francuzku — wojsko to rozpuścić, którem grozi.
Kanclerz dał znak ruchem ręki aby mówić poprzestał, nastąpiło milczenie.
Służący wszedł z biletem na tacy, który Czartoryski czytać zaraz zaczął zapominając o biskupie.
Brzostowski tymczasem do Fleminga i odciągnąwszy go na boki, żywo mu coś kładł w ucho. Zawołano pisarza z kancelarji i książe jakiś interes obcy ekspedjował, pozostawując biskupa w oczekiwaniu. Krasiński potrzebował całej swej siły moralnej, aby się pohamować i nie wybuchnąć. Wtem kanclerz siadł i zwrócił się do niego.
— Niech to będzie dowodem powolności z mej strony, że ulegam namowom waszym i gotów jestem z księciem wojewodą traktować.
— Zbierzemy się gdzie w miejscu neutralnem, tylko nie u wojewody.
Krasiński, który miał obszerny lokal, chociaż w klasztorze, zapraszał do siebie.
Zgodzono się na to.
— Im mniej mamy radzić, aby to poszło łatwo —