Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 089.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na biskupa. Układy nie zdawały się go obchodzić. Wszystko już groziło zerwaniem, gdy od Fleminga nowa nadeszła karteczka.
Ze strony księcia nalegali jego przyjaciele, wojewoda znudzony począł mięknąć.
— Jedź-że mój księże biskupie — rzekł — i powiedz, że ja im ustępuję pierwszego kroku, niech powiedzą czego chcą, czem ich mogę zaspokoić. Ja od nikogo nic nie potrzebuję, bo mam za sobą legalitatem, a oni warcholą. Jak kapryśnym dzieciom, aby nie krzyczały ustąpić im potrzeba.
Jedź książe biskupie.
Krasiński nie dał sobie mówić dwa razy, skinął na kasztelana i ruszyli do karety w chwili, gdy książe wina podać kazał i miała się solenna rozpocząć pijatyka, o której wyrokować nie było można, czy się skończy dziś, jutro, lub za trzy dni, gdy wszyscy będą leżeć bezprzytomni.
Nie było dwu dworów mniej do siebie podobnych, nad księcia kanclerza i księcia wojewody. Radziwiłł reprezentował stary obyczaj, stare państwo, lepsze czasy, Czartoryski był wcieleniem myśli Konarskiego, na pół kosmopolitą, propagatorem reform, zwolennikiem oświaty, i duchowego związku z zachodnią Europą.
Na oko nawet wszystko się różniło na tych dwu dworach, choć Czartoryski całkiem swojego polskiego na europejski sposób przerobić nie mógł. Widać tu było jeszcze kozaków nadwornych, bojarów, dworzan po polsku ubranych, ale obok nich peruki, francuzkie fraki, szpady, stroje, przeważały i szły przodem.