Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 088.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Uśmiechał się, mówiąc to, książe.
Krasiński stracił cierpliwość.
— Zaklinam pana wojewodę, zapobieżmy daremnemu krwi przelewaniu, niech książe wyznaczy jak przyrzekł.
— Ale z moich nikt nie pojedzie do nich, i ja nie mogę szukać układów, bo ich nie potrzebuję, zgadzam się tylko na to, że propozycji słuchać będę.
Z za księcia dały się słyszeć głosy.
Żwawo jedni brali stronę Radziwiłła, a drudzy Krasińskiego.
Książe milczał krążąc wzrokiem dokoła.
— Jeżeli koniecznie potrzeba — rzekł — czynić ustępstwo, poślę im Szyszłę i Drużbackiego.
— Ale, bogdaj by ich, byle mieli umocowanie księcia — zawołał biskup.
Byli to dwaj dworzanie nieznaczący księcia wojewody, którzy zwykle jeździli przy jego powozie.
Uderzył kwadrans na piątą.
Znużony i zrozpaczony biskup począł, ręce łamiąc, nalegać na księcia, który milczał, głowę spuściwszy.
Wszyscy dokoła zabierali głos i nikogo już słychać nie było można.
Brzostowski wstał od okna i zdawał się wybierać odjechać z niczem.
— Nie widzę innego środka — wyrwał się Krasiński — tylko sam chyba stanę do księcia kanclerza. Jadę do niego po...
Książe Hieronim ruszył się jakby on także chciał uczynić krok jaki, ale wejrzenie wojewody go wstrzymało.
Radziwiłł z obojętną dumą nawet nie patrzył już