Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 087.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i zobaczywszy biskupa, którego w życiu nie widział, ale miał opisanego, zbliżył się do niego z pokłonem, kartkę trzymając w ręku.
Żywo wyrwał mu ją Krasiński i czytał, czytał i odczytywał.
Ramionami zżymał w gniewie.
— Zaczekacie na odpowiedź.
Hajduk wyszedł pokłoniwszy się.
Biskup stał już za parawanem.
— Bardzo księcia przepraszam — zawołał — nie winienem. Umówiliśmy się o kardynalję, a list odbieram od Morochowskiego, sekretarza Fleminga, że oczekują nas u niego.
— U Fleminga? — zapytał wojewoda?
Nastąpiło milczenie.
— Jedźcie do Fleminga — rzekł książe.
— Z kim?
— Sami, panie kochanku.
— Na cóż się to zda?
— A no, na nic — rzekł książe — i na nicby się nie zdało zebranie u mnie, ale jam zawsze rad gościom.
Biskup stał w płomieniach.
— Mości książe, mówmy serjo, kogo książe wyznacza od siebie.
— Nikogo, nikogo księże biskupie — rzekł wojewoda. — Chcą się układać, niech przyślą układaczy, ja się układać nie myślę.
— Ależ książe przystał na to! — zawołał zrozpaczony biskup.
— Przystałem słuchać, panie kochanku, będę słuchał cierpliwie.