Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 079.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W mieście przez ten czas poprzedzający ingres księcia wojewody i fundowanie Trybunału, stan był taki, że o asamblach, zabawach, wieczorach, ani pomyśleć nie było można.
Szczęk oręża głuszył muzykę, umysły były podrażnione, ludzie zajęci ważniejszemi sprawami i kobiety, które się wybrały na Trybunał do stolicy, bardzo źle na tem wyszły. Życie było nie do zniesienia. Zrana nabożeństwo kilka godzin zajmowało, ale potem, wyjąwszy, że się która z pań, mających ekwipaże pojechała przypatrzeć obozom, albo do sklepów za sprawunkami, nie było co robić.
Odwiedzały się wzajem, narzekając, zjeżdżały na kawę i podwieczorek, a mężczyźni latali, odwiedzając swe znajome i plotki roznosząc.
Miejsca publicznego, gdzieby się towarzystwo liczniejsze zebrać mogło, nie było.
A że panie podzielały sentymenta mężów i braci, więc choćby się zbliżyły do siebie, wzajem by chyba przymówkami ostremi się zabawiały.
W znaczniejszych domach, jak u Radziwiłła, Sapiehy, Lubomirskich, Massalskich, Pociejów, Ogińskich, Prozorów, wieczorami domy stały otworem, zabiegał tam kto chciał, każdemu radzi byli, bo coś z sobą, prawdę czy fałsz przynosił.
Takich pośredników, którzy przenosząc się z miejsca na miejsce, do intryg posługiwali bezwiednie, albo dobrowolnie, dosyć było. Do nich śmiało też i pana Klemensa Tołoczkę można było zaliczyć, bo choć stary i poważniejszy, tak obchodził domy i języka dostawał jak inni.