Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 076.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go i dla siebie muszę być pilną, a na was rachuję jak na Zawiszę.
— Jeżeli tylko jak na — pana wojewodę mińskiego — przerwał Tołoczko żartobliwie.
— A nie łap, że mnie za słowo — dodała piękna hetmanowa — a myśl jakbyś swojego dotrzymał. Co się tyczy mnie, bądź spokojny.
Tołoczce, który sobie węzełek zawiązał na strażnikównie Koiszewskiej, nie wyszła już ona z pamięci miał ją ciągle przed oczyma i przybywszy do Wilna medytował tylko jakby na nią zasłużyć.
Tymczasem jakby naumyślnie u księży Bernadynów na mszy będąc, zobaczył ją tu znowu, gdyż matka dla interesu w Trybunale przybyła i ją z sobą przywiozła.
Tegoż dnia wiedział rotmistrz, gdzie strażnikowa stała i szukał już ktoby go przedstawił.
Koiszewska domyśliła się łatwo, co go tu sprowadzało, ale nie dała tego znać po sobie, przyjęła go dobrze, wybadała, wypytała, wyciągnęła co się dało i poczęła zaraz zbierać po znajomych wiadomości o Tołoczce. Ale mało go kto znał i niewiele mogła się dowiedzieć.
Rotmistrz już nie spuszczał ich z oka.
Koiszewska przybywając na ten Trybunał, o którym jeszcze nie wiadomo było, ani czy się ufunduje, ani czyj będzie, miała dwie sprawy na celu.
Naprzód proces zadawniony i trzeci już raz mający się sądzić de noviter repertis z Flemingiem, a w rzeczy pozbycie się córki i wydanie za takiego, któryby jej nie dał przerobić się na francuzką elegantkę, bo tych strażnikowa nienawidziła. Sama czuła,