Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 075.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a córką nieporozumienie. Koiszewska przeniósłszy się w te strony, przyjechała z submisją i do hetmanowej, a jak tu powąchała francuszczyzny, tak jej już ani złapać, ani wciągnąć, dziewczyna się w tej Kuźnicy samotnie męczy. Panna ma gotowego posagu dwanaście tysięcy, a po najdłuższem życiu, dużo więcej mieć będzie, no i przystojna i w głowie słyszę dobrze, a nikt się do niej nie posunie. Córkę wziąść, to nic, ale z nią matkę razem, dopiero orzech do zgryzienia.
Tołoczko słuchał, ale ani słowem się nie odezwał, żeby nie dać poznać po sobie, co mu już po głowie chodziło.
— Gdyby za mnie wyjść chciała, ja bym się sekutnicy strażnikowej nie zląkł.
Przyszła potem jakoś właśnie rozmowa o ożenku z hetmanową, która się go wyswatać obiecywała. Tołoczko to sobie przypomniał. Tegoż dnia w rozmowie, gdy do Wilna go wyprawiała księżna Magdalena, śmiejąc się wtrącił.
— Niechże księżna jejmość zawczasu mi remunerację przyobiecaną gotuje, bo ja się o nią upomnę, dalibóg.
Hetmanowa, która już była zapomniała o co szło, zapytała.
— Cóżem ja obiecała?
— A ożenić mnie — rzekł Tołoczko.
— Prawda! prawda! przypominam to sobie — odparła — ale jestem słowna. Co się obiecało, święte. Tylko mi usłuż na tym Trybunale, żebym była dobrze o wszystkiem uwiadomioną. Wiesz, że mój poczciwy hetman negliżuje się i lekceważy wiele, ja za nie-