Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 072.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się nie dała. Wszystko w niej było po staremu aż do przesady, wedle tradycij, jak ongi bywało.
Rozumie się, że córkę Anielę chciała wychować wedle swej myśli i upodobania, nie cudzoziemską fazą, ale po staropolsku. Gdy się to działo strażnikowa zamieszkiwała pod Wilnem, gdzie siostrę cioteczną miała, elegantkę i już na nową wiarę nawróconą.
Mając wiele do czynienia z majątkiem i interesami, Koiszewska córkę często oddawała do siostry, nie przypuszczając, aby ona tam się nienawistną jej francuszczyzną zarazić miała.
Tymczasem stało się, że panna Aniela całem sercem do elegancji przylgnęła i nauczywszy się szczebiotać i pisać, więcej się stała do ciotki niż do matki podobną.
Koiszewska opatrzyła się po niewczasie, odebrała córkę, poczęła ją przerabiać na swoje kopyto, ale panna tem się mocniej przywiązała do tego co jej wydało się lepszem i piękniejszem. Panienka była nie nadzwyczajnej rażącej piękności, ale wcale nie szpetna, a bujne włosy i duże oczy szczególniej ją odznaczały.
Lukta się poczęła pomiędzy matką a córką, zrazu bez wypowiedzenia wojny, potem jawna. Panna Aniela nie śmiała przeciwko rodzonej matce występować, ale płakała, męczyła się, a przerobić nie umiała. Chciała z niej strażnikowa zrobić gosposię dobrą, a jej wielki świat się śnił i towarzystwo takie jakie u ciotki widywała.
Ponieważ wpływ jej w sąsiedztwie mieszkającej, zawsze się na pannie Anieli czuć dawał, aby utrudnić stosunki przeniosła się nawet Koiszewska do