Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 070.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaczynało, na nim kończyło. Był on medjatorem, superarbitrem, najlepszym obrońcą i najskuteczniejszą sprężyną.
Mało go widywano w towarzystwach w Wilnie, gdzie więcej zdawał się szukać ludzi, aby ich poznać, niż aby być poznanym, w niewieścich jednak kółkach obracał się chętnie i te mu były najmilszemi. Brat pani wojewodzicowej Mścisławskiej, służył mu tu za przewodnika i adjutanta.
Zażywając Tołoczkę do spraw publicznych szczególniej tam, gdzie na męża rachować nie mogła, hetmanowa zleciła mu też aby się starał zbliżyć do młodego Branickiego, do stolnika, a nawet do wojewodzicowej, której każdy ruch śledzić była rada.
Posłuszny rotmistrz starał się o zawiązanie stosunków, lecz to mu się nie bardzo wiodło. Naprzód pan Klemens był wychowany na łacinie, a kółko te czysto francuzką miało fiziognomję i obyczaje. Wielka zapora dzieliła te dwie części szlachty i jedna do drugiej wcale nie była podobną.
Łacinnicy przechowywali tradycje narodowe, mieli dla nich poszanowanie, obcych naśladowań nie chcieli, i wstręt nawet do nich głosili, gdy francuzi rozmiłowani w swym pierwowzorze i suknię starą zrzucali i wszystkie starodawne zwyczaje zastępowali elegancją nowoczesną. Łacina prowadziła do kościoła, francuszczyzna narzucała atteizm i niewiarę. W modzie było naśmiewać się z duchownych, bluzgać i szydzić z mnichów, i pod niebiosa wynosić Voltair’a.
Niewielu panów, na łacinie wykarmionych, zarazem z francuszczyzną się godzili, ale i takich napotkać było można. Pomiędzy kobietami, matrony tylko