Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 035.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rotmistrz wcale o tem nie wiedział. Trzeba go było czems kupić.
Jednego dnia po obiedzie, księżna zarumieniona swoim zwyczajem leżała na wpół na kanapce bawiąc się z ulubioną psiną, wabiącą się Zefir, choć dla sadła ledwie się poruszała.
Tołoczko siedział opodal nieco.
Hetman w wygodnym fotelu zabierał się do poobiedniej drzemki. Odbywał on ją publicznie, wśród gwaru rozmów, śmiechów, chodzenia, co mu nie przeszkadzało spać tak głęboko, że go czasem waląc z moździerzy nie można przebudzić było.
Księżna raz i drugi zagadnęła Tołoczkę, a że gwar był ciągły, ledwie dosłyszał i mógł odpowiedzieć.
— Przybliż się trochę Rotmistrzu...
Posłuszny podsunął się pan Klemens.
W tej porze życia, choć nie młody i nie elegant, Tołoczko jeszcze bardzo świeżo i dobrze wyglądał.
— Czemu się waćpan nie żenisz? — wystrzeliła księżna Magdalena jakby z pistoletu do niego.
Zmięszał się rotmistrz zrazu.
— Byłem żonaty, mościa księżno — rzekł — straciłem wierną towarzyszkę w mojej Helusi, postanowiłem ślubów nie ponawiać.
Rozśmiała się hetmanowa.
— Dałbyś waćpan pokój temu romansowi zagrobowemu — odezwała się — należy się ożenić, boć to prawo Boże, aby się człowiek nie marnował.
Tołoczko na to zcicha.
Choćbym może i rad, nie łatwa to sprawa. Za wdowca nie chętnie idą panny, a ja bym z wdową się żenić nie chciał. Przy tem jeździć, szukać, w kon-