Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 032.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jęła się jejmość czynne prowadzić życie, nie dając spoczynku, dużo powolniejszemu księciu.
A czem naówczas było życie takiego pana, wysokie dostojeństwo piastującego, skolligaconego z możnemi rody, które rej wodziły w Rzeczplitej, tego opowiedzieć trudno. O spoczynku tam myśleć nie było co. Samemi zabawami na śmierć się było można zamęczyć, gdyby oni do nich od młodości nie nawykli.
Nie miał taki pan wytchnienia ani na chwilę. Wybierano ich do Trybunałów, na sejmy na sejmiki, do komisyi, do sądów polubownych. Mało który wielkiego procesu nie miał, odziedziczonego po rodzicach. W sporach też familijnych od stawienia się, pomagania wymówić się nie było podobna.
Ledwie z Warszawy przybywszy, konie wyprzężono, musiano je już do Lublina, Piotrkowa, Wilna, lub Nowogródka zaprzęgać. Toż wesela, pogrzeby i tysiączne okazje wyciągały z domu.
Takim właśnie życiem przyszło żyć księżnie hetmanowej, która najczęściej z mężem rezydowała na zamku w Wysokiem.
Z nią tu jeszcze ruchu i wrzawy przybyło, bo i wdzięki księżnej ściągały i ona rada była, gdy się koło niej gromadzono i gdy mogła potem przez swoje intrygi różne zawiązywać, a nieustannie coś marzyć, coś robić lub odrabiać.
Rotmistrza Tołoczkę poznawszy, że niezmiernie usłużny był i baczny, a hetmanowi oddany, pochwyciła go pod swoję komendę i już z niej nie wypuściła.
Następowało właśnie w tym roku fundowanie Trybunału Wileńskiego, na które Czartoryscy ze swej