Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 028.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uradowany tem spostrzeżeniem. — Wszyscy niemal mają głosy Parqualliniego.
Palec przyłożył do ust, roześmieli się oba. Lecz już go rozmowa z Brühlem znużyła, wyciągnął się na krześle i poziewać zaczął. Spojrzał na zegar, który wieczorną wybijał godzinę... rozjaśniło mu się oblicze. Potem już tylko pozostawały z kapelanem modlitwy i błogi spoczynek! A we śnie mogło przyjść widzenie Drezna... i odnowionego teatru, świecącego od barw jaskrawych i złota...
Brühl zabierał się odejść, ale go powstrzymał przy sobie. Tajemnicze jakieś miał życzenie, które choć sami byli, cichuteńko mu szeptał długo do ucha. Uspakajał go minister. Drzwi otworzono do jadalni.... i Brühl zaproszony, pociągnięty musiał iść za Panem, aby patrzeć jak łapczywie — z chciwością apetyt żarłoczny nasycał. Pod koniec zapomniał nawet o ministrze, który się wysunął po cichu.



Zkąd pochodził właściwie Pan Klemens Tołoczko, niegdy porucznik, potem Rotmistrz Janczarów, nareszcie Buńczuczny hetmana polnego litewskiego Sapiehy, podstarości grodzki wołkowyski? Czy zabłądził od Smoleńska do Wołkowyska, czy z Wołkowyskiego w Smoleńskie, zdania były podzielone.
To pewna, że począł z małego i że nie miał tak jak nic, gdy go pan Piotr Zawadzki, przyjaciel jego polecił Hetmanowi Wiśniowieckiemu i wziął pod swe Rotmistrzostwo do Janczarów, naprzód go kreując Porucznikiem.