Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 018.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i po trybunałach posługiwano się łaciną, polski język zszedł na folwark i do przedpokoju.
Książka też walała się zapomniana, i była obumarłą, bez życia. Co najwięcej czytano kalendarz Duńczewskiego, edukowano się na ziemianinie Haura. Stare piosnki latały z obłamanemi skrzydłami w powietrzu.
Niepokój jakiś panował w umysłach...
Co to będzie??
Z cicha pytali się jedni drugich, a nikt odpowiedzieć nie umiał, wiedzieli tylko wszyscy, że tak jak było, pozostać nie mogło. Anarchja doszła do tego stopnia, że tak jak było pozostać nie mogło. Ci co ją mnożyli wiedzieli, że jutro jej coś kres położyć musi.
Król i Brühl patrzyli tęskniąc w stronę Drezna, inni na północ się oglądali — inni gotowali z nieładu dla siebie korzyści.
Magnatom śniła się korona.
Tak panować jak August III, potrafił by z nich prawie każdy.
Zmiany, którą czuli wszyscy nadchodzącą, nikt przyśpieszyć nie miał odwagi, — nie pragnął.
Gmach porysowany, strzaskany, mógł się im obalić na głowy.
W Saskim pałacu jakby nie pakowano do podróży, w Brühlowskim stało jeszcze wszystko tak jakby się ruszyć nie miało.
Powódź nieładu i burzliwe fale anarchij, do spokojnego pałacu Saskiego nie dochodziły. Oblegano Brühla, do Króla nikt się nie dobijał, saska gwardja broniła przystępu.