Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 017.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Cóż za dziw, że podchmieliwszy sobie panowie o północy dzwonili do furt panien zakonnic?..
Było wogóle tu wesoło, że czasem wesela od pogrzebu rozeznać nie było podobna. Z równym przepychem odbywały się jedne i drugie, ale ślubów nie brano na serjo... Rozwody tak były łatwe, jak małżeństwa kruche. Po Auguście II zostały galanteryi tradycye i spadki.
Tylko w głębokich zaciszach oddalonych prowincyj po staremu świętym był związek małżeński — w stolicy i miastach — służył on za narzędzie spekulacyi i rozpuście.
Nigdy się może w przededniu bankructwa nie sypały, nie płynęły takim strumieniem wezbranym pieniądze jak w owych czasach; nigdy nie kochano tak w przepychu jaskrawym i świecącym.
Panów dwory wyglądały na monarchiczne, a wojska ich liczyły na tysiące, szlachta kusiła się na pańską postawę. Tylko niekuśliwy kmieć pozostał jak był, ze swą rzepą na zagonie wyjałowiałym w wytartym kożuchu, w podartej siermiędze, — z chatą na pół w ziemię, zapadłą.
Duchowieństwo co z łona szlachty i panów rosło, nie było od niej różne. Na jednego Konarskiego, iluż było Massalskich, co chodzili już we frakach, przy szpadach i grywali po całych nocach w Faraona.
Język Kochanowskich zduszony łaciną, konał w jej objęciach. Drukowano na bibule obrzydłe panegiryki pojąc się niemi jak gorzałką. Po miastach, po pałacach, po dworach językiem modnym był francuzki, w handlu szwargotano po niemiecku w klasztorach