Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 016.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miało, gdy się król i minister powinni byli cieszyć z tego co uratowali, gdy bić potrzeba było we dzwony i Te Deum śpiewać — niestety! — jakieś przeczucia czarne opanowały wszystkich.
Brühl chodził zżółkły, posępny i struty. Dławili go Czartoryscy... August III, dusiło wspomnienie Prukiego bohatera Fryderyka — w Polsce, gdy się pozbyciem Sasów radować chciano — jakieś przewidywania klęsk i zawikłań chmurzyły najpogodniejsze umysły.
August myślał czasami o swej rodzinie, chcąc ją na tronie elekcyjnym ubezpieczyć, a od północy, która mu się z przyjaźnią oświadczała, nie wiele jej dowodząc grzmiało i błyskało jakąś grozą... Zapowiedano ztamtąd jakiegoś tajemniczego następcę, którego obawiali się wszyscy.
Atmosfera była duszna i ciężka.
W Rzeczypospolitej naprawdę nie rządził już król, nie władał nią zręczny Brühl, rządzili się Czartoryscy, familija, zamącali nią Radziwiłłowie...
Po pałacach i dworach popijano i popuszczano pasów od rana do wieczora, ucztowano po refektarzach klasztornych, często na wązkiej grobli u młyna, w lesie na polance spotykać było można rozstawione stoły i improwizowaną biesiadę dwu nie marnujących czasu senatorów, których potem dla kontynuacyi podróży niesiono uśpionych do karet, aby wczas stanęli na ufundowanie Trybunału.
Czasu Trybunałów, sądzono na gardło — ale obok po szopach wyprawiano Lukullowe gody, na których beczka wina starego pięćset czerwonych złotych wartująca nie była rzadkością.