Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 014.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i krzykliwi nie byli mu tak ulubieni, jak jego spokojna szlachta Saska, która słuchała, nie rezonowała, nie upominała się o nic i dawała zastępować na najwyższych dostojeństwach przez włochów, francuzów, przybłędów ze świata całego.
Pomimo pilnej straży, którą Brühl sprawiał u królewskich podwoi — wciskały się zuchwałe memorjały hetmana Branickiego przeciwko ministrowi Brühlowi, skargi na jego chciwość, przekupstwa, zaskarżenia i potwarze.
Odrzucał je — wierny swojemu ministrowi król — z oburzeniem, darł je i deptał, ale psuły mu one humor, stanowiły choć krótko trwającą, lecz dysharmonijną nutę.
Nadzieja więc powrotu do Drezna po kilkoletniem z niego wygnaniu, uśmiechała się mu bardzo... ale Brühl, wielce rozumnie nie chciał go tam puścić, dopókiby okrutne ślady zniszczenia, jakie mściwa ręka Fryderyka zostawiła po sobie, wymiecione nie zostały.
A nie było to łatwem. Saksonja wychodziła z pod jarzma obcego jak męczennica, którą puszczono po torturach okrwawioną, wynędzniałą, bezsilną. Ślady pruskich rąk niezgluzowane wypiętnowały się na zamku, w mieście, a najstraszliwiej wypiekły na Brühlowskim pałacu i ogrodach. Tu stało wszystko w ruinach. Królewski przepych pierwszego ministra, leżał w gruzach, zasypany śmieciem.
Ledwie się z niego to dało ocalić, co się trwałością swą plądrującym oparło żołdakom.
Drezno miało czas zapomnieć, że niegdyś było najrozkoszniejszem, najweselszem, najożywieńszem miastem w Europie, że miało karnawały podobne do We-