Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Resztki życia tom IV 115.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
111

— Mówią dziwy o dawnym splendorze, — dodawała Podkomorzanka, — ale lud zwykł swoje podania stroić tak że z nich dojść prawdy niełacno.
Nazajutrz po wieczorze u Żelizów, Oktaw przyszedł do Podkomorzanki (bo ją tak zawsze jeszcze z nałogu nazywał), aby ją i Poronieckiego pożegnać. Zastał ich wszystkich razem w znajomym saloniku, gospodynię przy siatce, Adelę z xiążką, a Poronieckiego chodzącego wielkiemi krokami po pokoju. Uśmiech Adeli powitał go w progu, i rozbił się o smutek rozlany na jego twarzy.
— Co to pan tak nam żałobnie wyglądasz? odezwała się Podkomorzanka.
— Gdyby nic więcéj, to że wyjeżdżam... już dostateczne, — rzekł Oktaw.
— Ależ powracasz przecie.
— Zawsze rozstanie wesołem być nie może.
Adela podała mu rękę dziecięcą.