Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 108.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kilka razy w tę stronę chodził, po zwierzęcemu puścił się znajomszą już sobie ścieszką.
Tego mu Jan nie bronił. —
W pół godziny stanął w lesie, z którego widać było w oddaleniu dwór, ogród i topolową długą ulicę. Ale w Dąbrowie nikogo — zielone stare dęby szumiały tylko i Jan oprzeć się nie mógł pokusie, zsiadł z siwego, aby pochodzić po murawie.
Dwa krzywe najstarsze drzewa, u których najeżonych pni było siedzenie z darni, wstrzymały chwilę Jana; zwiędły bukiet kwiatków leżał na ławeczce. Podjął go i schował — pierwszy raz w życiu przywiązując wartość do rzeczy, której pochodzenia mógł się tylko sercem domyślać. Coś mu mówiło, że jedna z dwóch pięknych dziewcząt rzuciła tu te kwiaty jeszcze wczora — a może, któż wie? nie bez myśli.
Trzymając siwego na licach, usiadł na darniowej kanapce, schylił głowę i nie pa-