Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 105.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Miałżebym kochać obie? pytał siebie — czy żadnej?
I chciał obie zapomnieć, a niemógł. —
Z kolei czarowne wejrzenie Julji, smutne oczy Marji przesuwały się przed nim we snach i na jawie, pierwsze wstrząsając sercem, drugie wzbudzając nieopisane litości i zajęcia uczucie.
Bal do reszty go rozmarzył: znalazł je znowu razem obie, obie zarówno piękne, zarówno go ku sobie magnetyczną jakąś pociągające siłą. Julja czarowała go wejrzeniem, któremu nic oprzeć się nie mogło, zachwycała go wyrazy, których słuchał jak pięknej pieśni anielskim nuconej głosem; — Marja jak zagadka niedocieczona, jak coś dawno znanego, niewiedzieć gdzie i kiedy, jak siostra z niebios wyciągać się zdawała ręce ku niemu. Myślał, walczył, usiłował sam siebie zrozumieć, niemógł — nareszcie powiedział sobie. — Dwie! to być niemoże! Julję kocham. Tak, Julję!