Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 237.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

biegną się najwinniejsi, a nam trzeba dowodów winy i wyznań.
Wprawdzie mam to za pewne co mi z Krakowa przyniesiono i nie od dziś o tem wiem, ale dla ukarania Sonki zeznań potrzeba...
Na męki ich, na męki!!
Spojrzawszy na znękanego, zgiętego, wybladłego króla, Witold z gniewem dodał.
— Bądźże mężem, niech ci dla głupiej niewiasty serce nie pęka, niewarta ona tego...
— Ostatniąm miał i miłowałem ją jak żonę i jak dziecko — odezwał się król bolejącym głosem. — Nie dziwuj się mi i nie łaj. Ostatek życia zatruła, na kolebkę dziecka padł cień... nieprzyjaciele nasi.
Łkając mówił przerywanemi wyrazy, a Witold spoglądał nań, śledząc jego uczucia. Chciał mu się dać wynurzyć, aby wiedział, co ma czynić dalej.
— Na Boga żywego — dodał Jagiełło — choć powiadasz, że wszyscy wiedzą o tem, potrzeba im gęby zamknąć, ostrożnie i tajemnie to spełnić, wrzawy nie budzić, oczów nie zwracać.
— Nie trzeba się samym oszukiwać — przerwał Witold — tajemnica się póty uchować może tylko, dopóki winnych nie weźmiemy. Sonkę pod strażą odeszlij do mnie? rozumiesz?
Nie odpowiedział król.
— Na Boga — rzekł — o to się naradzić potrzeba...