Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 226.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Uśmiechała się twarz staremu królowi, a myśl jego mimowoli cały przebieg długiego życia ścigała po rozerwanych pasmach pamięci...
Przeżył tak wiele, dożył czego się nie spodziewał, tyle pogrzebał nadzieli i tyle nowych wytrysnęło z ziemi: Jadwiga i Kraków, Wilno i Hawnul, pogańskie świątynie, ognie i dęby, tam gdzie teraz stały kościoły; małżeństwo z Anną, śmierć jej, nieszczęsne gody z Granowską, śmierć biednej starej, nowe zaślubiny, Sonka... syn jeden, drugi umarły, trzeci spodziewany...
A obok, ciągle Witold, Krzyżacy, Zygmunt... Zbyszek...
Życie mu już ciężyło, gdyby nie łowy i lasy... W lasach mu było najlepiej, z ludźmi ciężko. Ustępował im, obdarzał, nie dawali mu pokoju... W lasach śpiewał dla niego słowik, szumiały drzewa i może stare bóztwa Litwy odzywały się do niego...
Jagiełło żegnał się wspominając je, lecz zemsty ich bał się zawsze i gotów je był potajemnie przebłagać.
Nieraz na myśliwskim noclegu, gdy wielki ogień zapłonął, przypominał mu się ten potężny, odwieczny, który on sam gasił przed laty na Żmudzi.
Wszystkie cienie przeszłości przesuwały się przed nim, witał je westchnieniami i żegnał — znikały.