Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 221.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wahał się z wykonaniem zamysłu, coraz to badając Strasza, dopytując, wydobywając z niego nowe szczegóły. Strasz, który miał czas do namysłu i ułożył sobie zawczasu baśń całą, nie dał się pochwycić w niczem, i dostarczał coraz więcej jątrzników gniewowi Witoldowemu.
Dopiero gdy się badanie skończyło, a mściwy Odrowąż ochłonąwszy i rozsłuchawszy się na dworze Witolda, począł ważyć skutki swojego kroku, uląkł się sam następstw.
Poszedł więc do księcia zaklinając go i prosząc, aby mu tajemnicy dotrzymał i nie wydawał, gdyż wielu z tych których mianował, rodzin i powinowatych zemsty się obawiał...
Witold jako dumny a szlachetny pan, zmierzył go wzrokiem pogardliwym.
— Cóżeś myślał, że ja z tobą na spółkę ludzi oskarżać będę nie mianując zkąd to mam? Twoja rzecz była ważyć wprzód skutki nimeś mi przyniósł wieść, ja cię ani zakrywać, ani taić nie myślę. Owszem głośno pozwę cię na świadectwo.
Strasz struchlał. Nie wątpił on, że Witold zwycięży, iż królowa będzie zgubioną, że komornicy, których podał imiona może na gardle karani będą, ale zawsze pozostać mógł kto do pomszczenia ich. I on więc paść miał ofiarą?
Odprawiony niemal obelżywie, odszedł Strasz, innej nie otrzymawszy nagrody nad nadzieję zemsty...