Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 195.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Myślała długo, podróż ta wiele ją kosztować miała, lecz nuż przyniesie pojednanie? Witold przestał grozić, mogła go sobie bez upokorzenia pozyskać...
Jechali więc królestwo oboje na Litwę, do Wilna, a synaczek pozostał pod pilną strażą w Chęcinach...
Sonka była dobrej myśli. Chciała za srebrną dziękować kolebkę i prosić o opiekę dla syna i siebie...
Goniec przybył do Witolda, książe zapraszał do Wilna... Przed świętami na Wileńskim zamku witano krakowskich gości.
Jakim sercem i myślą? odgadnąć było trudno. Witold milczący, księżna Julianna dumna, kłaniali się królowej z musu, Jagielle staremu obiecywali łowy... nic więcej.
Oczyma przy pierwszym spotkaniu zmierzyli się przeciwnicy, wejrzenie nie zapowiadało pokoju. Witold chciał poddania się i uległości. Sonka się czuła królową.
Książe zimno i obojętnie się z nią obchodził, może dlatego, że Julianna więcej niż kiedy go podżegała, rozdrażniona, upokorzona, gniewna, nie mogąc jej przebaczyć małżeństwa, korony i syna!
Z niewieścią zazdrością matki, która potomka się już doczekać nie spodziewała, patrzała