Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 168.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i domach duchowieństwa rozmieścić się musieli. Dla niespodzianego i nieproszonego Bawarczyka, księcia Ludwika, którego ciekawość tu prowadziła, w ostatniej chwili na zamku izby opróżnić musiano...
Kraków od dawna tylu obcych a dostojnych nie widział gości. Przypominało to Kaźmirzowskie czasy szczęśliwe... Królowa na przemiany radością wielką i dumą przejęta, weseliła się, to strachem jakimś owiana, płakała...
Nie taiła tego przed sobą, że nieprzytomny Witold, swą nieobecnością więcej ważył, niż wszyscy ci, których tu ciekawość prowadziła... Była to groźba, a wielki książe nigdy się nie odgrażał napróżno...
Jagiełło na chwilę również wymaganiami Zygmunta strwożony, teraz znów oddychał, cieszył się, i pełnemi garściami sypał dary do koła. Tak on gościnność rozumiał... Oczekiwano gońca od Eryka, aby naprzeciw króla rzymskiego wyruszyć. Podjął się nim być usłużny Hincza, który nocą drugiego dnia nadbiegł z doniesieniem, że Duńczyk dotrzymał słowa.
Opowiadał, że do Starej Wsi przybywszy, zaraz do Zygmunta z tem przystąpił, iż on sam i towarzyszący mu biskup i marszałek ofiarują się jako zakładnicy, choćby ich pod straż miano wziąć i trzymać, dopókiby Zygmunt nie powrócił.
Luksemburczyk miał snadź czas obliczyć się