Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 164.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Do tegośmy już więc przyszli?
Strasz po cichu na kilka dni wprzód między kobiety puścił był wiadomość, że Witolda ani Julianny niema się co spodziewać, ale mu nie wierzono, i do królowej to nie doszło...
Nieprzyjaciele Sonki, choć tem małem pocieszali się zwycięztwem.
Ona sama po pierwszem doznanem wrażeniu bolesnem, musiała zamknąć w sobie żal jaki czuła za tę obelgę do wuja. Koronacya się zbliżała, na zamku nie było jednej godziny spokoju... Przyjeżdzali książęta. Piastowie, posłowie, gońcy ze stron różnych, na Wawelu trwały olbrzymie do ugoszczenia przygotowania.
Nie samych bowiem królów i książąt przyjmować musiano, ale zwyczajem ówczesnym, całe dwory ich, liczne, często z kilkuset osób złożone, trzeba było mieścić, karmić i obdarzać.
Całe komnaty na dole pod dozorem podskarbiego napełniały się jednemi tylko podarkami, sorokami soboli, kun, gronostajów, postawami sukna, aksamitu przetykanego złotem, jedwabiów; naczyniami srebrnemi i złocistemi.
W chwili, gdy już się cieszono obiecanem na pewno przybyciem Zygmunta króla rzymskiego, sam przewrotny i zdradę w sercu mający Luksemburczyk, nie ufając Jagielle, uląkł się i przysłał gońców, żądając zakładników za siebie znacznych i listów ochronnych.