Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 162.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łomówny — na to pytanie, głowę spuściwszy, długo nie chciał odpowiadać.
Stąpał z nogi na nogę.
— Nie wiem — rzekł po namyśle.
— A zkądże cię król wyprawił! — zapytała Sonka.
— Z Iłży — zamruczał Sassin.
— Witolda nie było przy królu?
— W Grodnie pozostał.
— Nadciągnie więc rychło?
Sassin powtórzył swe zakłopotane.
— Nie wiem.
Do czytania listu od króla powołać musiano pisarza, a tymczasem biskup krakowski, który też listy od Jagiełły miał, na zamek przybył.
Poszła Sonka naprzeciw niego z poszanowaniem, bo go teraz wielce sobie pozyskać była rada, on też dosyć się jej okazywał przyjaznym.
— Król — rzekła — daje znać o sobie, ale spodziewałam się z nim razem przybycia wuja, a o tym mi Sassin nic powiedzieć nie umie.
Zbyszek okiem rzucił do koła i rzekł poważnie.
— Ja więcej może potrafię... książę Witold przybycia swojego odmówił.
Usłyszawszy to królowa, zarumieniła się cofając kroków parę. Niebytność najbliższego z rodziny, opiekuna, była niemal upokarzającą