Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 156.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pytał którego dnia o córkę i nie widział jej, snuto z tego zaraz wnioski najgorsze, przypisując wpływowi królowej.
Strasz służył dobrze, przynosił z miasta co tam się nasłuchał, wynosił co tu plotły kobiety — dodawał i swego po troszę.
Swoją drogą w podworcach i podsieniach zamkowych z dawnemi znajomemi i towarzyszami spotykając się, stawał do gawędy, czerpiąc od nich co wiedzieli o królu i królowej.
Mógł więc do Wilna dać wiedzieć nietylko co się tu działo, ale czego się domyślano i co przewidywano.
Ucha i oka jego nic nie uszło.
Jakby na przekorę Hinczy, który się z nim co dzień spotykał, krążył sobie Strasz swobodnie po zamku, pewien, że go nikt wygonić nie śmie.
Hincza miał wielu przyjaciół, również krzywo patrzących jak on na Strasza, lecz żaden z nich zadzierać się z nim nie chciał. Od słowa przyszoby było łacno do korda, do którego i oni i Odrowąż porywczy byli.
Ale Hincza zżymał się i odgrażał.
— Gdybym wiedział, jak się tego Strasza ztąd pozbyć — mówił do druków swych Jana z Koniecpola i Pietrasza ze Szczekocina, dworzan królowej — jednej godziny bym go tu nie zcierpiał, tak mi on tu śmierdzi, patrzeć nań nie mogę.